Wspomnienia z V Festiwalu Dobrego Piwa we Wrocławiu



Już ponad miesiąc minął od Festiwalu Dobrego Piwa we Wrocławiu, a ja jak zawsze dopiero teraz zabieram się za napisanie jakiejkolwiek relacji. Leń, kontuzja... ale tłumaczyć się nie będę. Zresztą może to i lepiej, że napiszę już na spokojnie, bo przyznaję, że uczucia z tegorocznego Festiwalu wyniosłam mieszane.

Podobnie jak w zeszłym roku na Festiwal ruszyliśmy w sobotę. Wysiadka z pociągu na Głównym i przesiadka w tramwaj. Byliśmy zorganizowani i wiedzieliśmy czego chcemy spróbować. Pod stadion dojechaliśmy chwilę przed 12 i jakież było nasze rozczarowanie, że jeszcze nie wpuszczają... choć informacji żadnej, że obiekt otwarty dopiero od 12. Trudno - lekko spragnieni ruszyliśmy do sklepu po wodę i na spokojnie dotarliśmy pod wejście główne po 12.  I jakież było moje zdziwienie, kiedy usłyszałam, że i tak nie wejdę na teren Festiwalu, bo mam w plecaku półtoralitrową wodę mineralną. Trza wypić, wylać, cokolwiek, ważne, żeby w butelce była najwyżej połowa płynu... Skłamałabym, gdybym powiedziała, że się nie wkurzyłam, bo co za sens - butelkę mogłam napełnić w każdym kiblu na stadionie. Mniejsza. Po szybkiej akcji przelewania, wylewania, wypijania... nareszcie się udało.


Zakup szkła, prześledzenie planu i mogliśmy zacząć halsować między stoiskami. Spróbowaliśmy łącznie 22 piwa. Ja celowałam w trunki tylu IPA, które w tym roku pokochałam i wybór był wręcz zatrważający. Ba! Bywały stoiska, przy których czegoś bez amerykańskich chmieli po prostu nie było. Camilos bardziej szukał ciemnych piw: porterów, stoutów... Niestety przyznać muszę (zresztą Cam. zgadza się ze mną w całej rozciągłości), że kilka ostatnich halsów między stoiskami polegała na poszukiwaniu czegoś nie w typu IPA. Przepiłam się, wygorzkniłam się, zachmieliłam się. I pewnie dlatego najbardziej zapadł  mi w pamięci Nowy Baran z Widawy - pszeniczniak, który był naprawdę miłą odmianą.

Niestety o 16 daliśmy za wygraną. Ilość ludzi sprawiała, że po degustacyjne 0,2 piwa trzeba było stać w kolejce godzinę, albo i dłużej. Uznaliśmy, że niewielka to przyjemność... ruszyliśmy więc w stronę tramwajów (ja lekko rozczarowana, bo liczyłam na zakup butelkowanego Milk Stouta z Pinty i Jurajskiego z ostropestem) i nasza decyzja okazała się strzałem w 10, bo wysypały się kolejne tłumy. My zaś ruszyliśmy w przeciwnym kierunku, do jednego z wrocławskich sklepów z piwem rzemieślniczym. Tam szczęśliwie zaopatrzeni w dalsze trunki do degustacji (już domowej) powlekliśmy się na dworzec. I z premedytacją używam słowa "powlekliśmy", bo przecież nie byłabym sobą, gdybym wróciła z Festiwalu cała i zdrowa - tym razem podczas spaceru po wrocławskich uliczkach skręciłam kostkę. I tym sposobem tradycji stało się zadość.


Na koniec zaznaczę, że zmiana miejsca miała swoje plusy i minusy. Przy Zamku w Leśnicy na pewno były przyjemniejsze okoliczności przyrody, bardziej się można było rozproszyć, ominąć tłumy. Leśnica też ciut dalej niż stadion i mam wrażenie, że ludu tam tyle nie było... Fakt, może i pogoda miała na to swój wpływ, ale nie zmienia faktu, że zamknięta przestrzeń przy stadionie działała na mnie lekko klaustrofobicznie.  Wszechobecny beton, choć nieprzyjemny dla oka, jest zdecydowanie bezpieczniejszy niż zeszłoroczne błoto, więc tu się czepiać nie będę. No i toalety - ilość i jakość zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu niż tojtoje. Co do niedoinformowania festiwalowiczów i głupim przepisom bezpieczeństwa (woda) to wygadałam się wcześniej, tak na Festiwalu jak i tu. Martwi mnie tylko jedno... coraz więcej ludzi na imprezie. Tak, wiem, że im nas więcej, tym impreza według organizatorów lepsza, zyski większe itp., niestety dużo mniejsza przyjemność dla poszczególnych członków imprezy. I oby z Festiwalu Dobrego Piwa nie zrobił się spęd, bo tego nie zniosę.


A teraz lista spróbowanych piw (od razu zaznaczam, ze kolejność wynika z pierwszeństwa smakowania, a nie naszych subiektywnych odczuć):


Biała IPA, Czarna Wołga i Babie Lato z Artezana

Piwonauta i American Lager z Hausta

Kejter, Śrup oraz Jasny i Ciemny Dynks z Szału Piw

B-day 2.0 Milk Stout, Oki Doki, Roling Jack, Amber boy, Wiwa la Vita i Lublin to Dublin z Pinty

Kruk i Shark od Kopyra (choć liczyliśmy na Kreta, którego niestety nie było)

Cascade IPA i Kinky Ale z Doctor Brew
Czarny Kur i Nowy Baran z Widawy

Faktoria IPA z Browaru Faktoria









Komentarze

  1. Podzielam twoją opinię. Również był problem z wniesieniem wody i 1 małej bułki - ochronna zastosowała przepisy jak na meczach ;/
    W Leśnicy Festiwal miał inny klimat.. o wiele lepszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że nie zauważyli naszych bajgli. Ale swoją drogą kompletny kretynizm, a jak ktoś z daleka...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty